piątek, 20 marca 2015

Rozdział I

„Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.”
Julio Cortazar


ROZDZIAŁ I

Powinnam być Twoją strażniczką, starszą o piętnaście minut siostrą bliźniaczką gotową pójść za Tobą w ogień, skoczyć z mostu, oddać ostatnie tchnienie. Przepraszam, że wszystko potoczyło się w ten sposób. Pamiętasz, że próbowałam złapać Cię wtedy za rękę? Tak bardzo się starałam, jednak dym wokoło uniemożliwił mi oddychanie. Resztkami sił doczołgałam się do Twojego siedzenia, a później zwyczajnie, tak tchórzowsko, zamknęłam oczy. Po przebudzeniu widziałam już tylko ciemność. Może Bóg zdecydował, że nie powinnam oglądać świata bez Ciebie? A może jedynie w ten sposób będę w stanie się z Tobą zjednoczyć? Nie wiem… nie mam pojęcia. Pozostaje mi więc pokornie czekać na zrozumienie nieznanych prawd, o które wciąż uporczywie wypytuję.

***
– Mel, jesteś idiotką! – wrzeszczę, gdy zdaję sobie sprawę, że przez powolne ruchy mojej siostry spóźnię się do szkoły.
Wciąż zdyszana, nieco zwalniam kroku i spoglądam na zegarek. Nasz autobus najprawdopodobniej właśnie odjechał z przystanku.
– To, że ty wolisz wyglądać jak zombie, nie oznacza, że ja zgodzę się na to samo – mówi dziewczyna, wzruszając ramionami.
– Znalazła się… cholerna top modelka. Pamiętaj, że mam twoje zdjęcia bez makijażu i następnym razem ośmielę się pokazać je Mattowi – oznajmiam, tym razem bez wcześniejszej złości.
– Zabiję cię kiedyś – szepcze, po czym obie wybuchamy głośnym śmiechem.
                Melanie, opanowując chichot, demonstruje ogólną pogardę do systemu edukacji – zupełnie nie zależy jej na punktualności. Spuszcza nieznacznie wzrok i zaczyna oglądać swoje starannie pomalowane, szkarłatnoczerwone paznokcie, nie przejmując się faktem, że za tydzień czekają nas ważne egzaminy, dlatego każda chwila spędzona w szkole jest na wagę złota. Ja natomiast coraz bardziej zaczynam się niecierpliwić. Nerwowo przestępuję z nogi na nogę, naciągając rękawy swojego przydługiego swetra. 
– Za karę pójdziesz sprawdzić, o której mamy kolejnego busa – dodaję, kiedy wreszcie udaje mi się opanować stres i usiąść na zakurzonej ławce.
Kątem oka obserwuję falujące blond włosy dziewczyny, jej krótkie nogi i kolorową sukienkę sięgającą kolan. W chwili obecnej wydaje mi się, że robi wszystko, by nie wyglądać jak mój sobowtór, choć zaledwie kilka lat temu nie lubiłyśmy, gdy ktokolwiek nas odróżniał.
– Jeszcze dziesięć minut – oznajmia Mel i zajmuje miejsce obok mnie.
Niestety nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na przyjazd pojazdu. Uzbrajam się więc w cierpliwość i pragnę zacząć rozmowę, jednak kiedy otwieram usta, zdaję sobie sprawę, że moja siostra włożyła do uszu słuchawki, całkowicie odcinając się od świata. Choć jej zachowanie sprawia mi przykrość, staram się tego nie okazywać. Z biegiem lat bardzo oddaliłyśmy się od siebie, znalazłyśmy odmienne grono przyjaciół i mimo że łączyła nas miłość do tańca, ja uwielbiałam klimaty latynoamerykańskie, a ona modern jazz. Obecnie zaczynam odnosić wrażenie, że skończyły się nam wspólne tematy.
Moje refleksje przerywa pojawienie się pojazdu. Gdy wchodzimy do środka, Melanie zajmuje miejsce na tyłach, blisko swoich znajomych. Ja natomiast staję tuż przy drzwiach, opieram się o poręcz i wyglądam za okno. Londyn jak zwykle tętni życiem. Przepełniony zabieganymi ludźmi spieszącymi się do bliżej nieokreślonych miejsc, tak jaskrawymi, różnymi, lecz zlewającymi się w całość. Wśród nich mogę dostrzec grupkę młodzieży, staruszka podpierającego się laską czy młode małżeństwo z dzieckiem. Jednak podobna harmonia nie trwa zbyt długo. Wystarczy krótki huk, trzask, wybuch i ogień. 
Nieznana siła odrzuca moje ciało w bok. Upadam na jakiś twardy przedmiot, czując przy tym paraliżujący ból. Staram się podnieść, lecz nie potrafię wykonać pojedynczego ruchu. W dodatku tuż przed moimi oczyma wykwita wieniec czerwono-pomarańczowych płomieni. Na daremno próbuję złapać oddech i uświadomić sobie, co tak naprawdę się dzieje.
Spokojnie, Darcy… jedziesz autobusem w kierunku szkoły jak każdego ranka. Przynajmniej powinnaś, ponieważ to, co widzisz, znacznie różni się od tego, co przyszło ci oglądać na co dzień.
Niezdarnie odgarniam włosy z czoła, czując unoszący się w powietrzu duszący, nieprzyjemny zapach. Jestem dziwnie otępiała, jakby zahipnotyzowana dopóki nie dociera do mnie, że lada chwila zostanę śmiertelnie poparzona. Jakimś cudem udaje mi się obrócić na brzuch i wczołgać pod siedzenie, odnaleźć bezpieczne centymetry. Mam wrażenie, że jedynie zasnęłam na krótką chwilę, że lada moment obudzę się zlana potem, lecz szczęśliwa z powodu przerwania strasznej mary. Kilkakrotnie mrużę powieki, jednak nic nie ulega zmianie na lepsze – wręcz przeciwnie. Wszystko dzieje się nienaturalnie szybko. Ludzie panikują. Każdy, pogrążony w dzikim szale, wymachuje rękami, wrzeszczy wniebogłosy a ostatecznie opada z sił. Każdy oprócz mnie. Trzęsę się, jakby było mi zimno, choć w pojeździe panuje piekielnie wysoka temperatura. Pragnę krzyczeć, lecz w gardle więźnie mi niewypowiedziana modlitwa o ratunek. Zaciskam więc zęby z całych sił, kiedy ogień rozpoczyna swój przerażający taniec. Wiruje wśród powybijanych okien, pustych siedzeń, nieprzytomnych ciał, mieni się barwami, które przywodzą mi na myśl pewną jesień spędzoną razem z ojcem w Kanadzie, kiedy zabrał mnie i Melanie do Parku La Mauricie – jeszcze nigdy nie widziałam liści tak pięknie przyozdobionych odcieniami złota, brązu i czerwieni. Kolorowe liście wyrastają teraz niebezpiecznie blisko moich oczu. To boli, jednak nie potrafię wstać, uciec, udaje mi się jedynie wydobyć długo tłamszony wrzask. Odgłos ten pokrywa się z innym wrzaskiem – bardzo szybko rozpoznaję jego właścicielkę.
– Mel! – krzyczę, by zaraz potem nabrać do płuc duszącego dymu i zacząć kaszleć. – Melanie! – powtarzam resztkami sił, lecz nie otrzymuję odpowiedzi.
Wokół panuje nieskończony jazgot. Mam wrażenie, że tylko bezgraniczna cisza pozwoli mi pozbierać myśli i podjąć racjonalną decyzję. Póki co muszę działać pod wpływem chwili. Moje oczy zasnuwają się mgłą, wiem więc, że nie wytrzymam zbyt długo i lada moment stracę przytomność, dlatego czym prędzej wydostaję się spod siedzenia, tym samym poszerzając zasięg swoich poszukiwań.
– Darcy – szepcze zachrypły, słaby głos mojej siostry.
Wołam jeszcze kilkakrotnie, dopóki nie docieram do jej ciała, a w zasadzie miazgi przygniecionej ogromnym kawałem blachy. Ten widok napawa mnie przerażeniem. Próbuję artykułować poszczególne wyrazy, dodać jej otuchy, wykonywać niezrozumiałe gesty, szczególnie, gdy zdaję sobie sprawę, że Mel przestała oddychać. Jednak nie jestem niezniszczalna. Szybko opadam na kolana, niezdarnie ciągnąc dziewczynę za rękę z nadzieją, że uda mi się wydostać ją spod sterty metalu. Nie potrafię myśleć o zasadach pierwszej pomocy, kiedy tuż obok umiera moja siostra.
– Obudź się! – wrzeszczę rozpaczliwie, nie umiejąc złapać oddechu, nie umiejąc otworzyć piekących oczu, gdy niespodziewanie czuję silne uderzenie w plecy.
Cios zwala mnie z nóg. Padam prosto na nagrzany, przewrócony fotel, lecz kiedy staram się uciec od płomieni, mój organizm powoli daje mi do zrozumienia, że nie może dalej walczyć. Toczę więc bitwę o ostatnią dawkę tlenu, dopóki nie odpływam do nieznanej, ciemnej krainy, nie wiedząc, co czeka mnie po tym, jak ponownie rozewrę powieki.
Nie wiem, ile czasu mija, zanim udaje mi się wrócić do rzeczywistości. Wciąż przerażona, zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Nieznośny umysł podsuwa mi coraz to bardziej drastyczne obrazy. Zmiażdżone części ciała obcych ludzi, ogłuszający wybuch, ogień, czyjeś urywane wrzaski. Istny chaos. Chaos przerażających wspomnień przewijających się przez moją pamięć i paraliżujący ból promieniujący od stóp aż do głowy. Krzyczę, za wszelką cenę próbując zagłuszyć własne myśli bombardujące mnie z każdej strony. Gardło płonie żywym ogniem.
– Gdzie jest Mel?! – udaje mi się wreszcie wydusić.
– Ci… spokojnie, to ci pomoże – odzywa się jakiś nieznany, kobiecy, całkowicie ignorujący moje wcześniejsze pytanie głos najprawdopodobniej należący do jednej z pielęgniarek,
Czuję jej zimne, szorstkie palce na swojej skórze, a następnie krótkie ukłucie, ostrze wbijające się w ramię. To, że znajduję się w szpitalu, nie ulega więc żadnej wątpliwości. Zapewne jakimś cudem wydostano mnie z piekła i przywleczono tutaj. Tylko dlaczego wciąż odnoszę wrażenie, że wcale nie jestem bezpieczna, że lada chwila ktoś zada mi definitywny cios, po którym rozpadnę się na tysiąc drobnych kawałków?   
– Gdzie jest Mel? – powtarzam, lecz również tym razem nie doczekuję się konkretnej odpowiedzi.
– Porozmawiamy o niej za chwilę.
Ku mojemu zaskoczeniu wcale nie widzę rażącego blasku jarzeniówek. Początkowo wydaje mi się, że jest noc, a w pomieszczeniu ktoś zgasił światło, lecz później dostrzegam nieprawidłowość tego zjawiska. Wokół mnie nie ma ani jednej lampy, nie zauważam nawet cieni przedmiotów, choć mrugam kilkakrotnie. Zupełnie tak, jakbym została pochłonięta przez czarną dziurę, znajdowała się w środku nieskończonej pustki.
– Darcy? – mówi tamta ponownie.                                                              
– Co się ze mną stało?!  – wykrzykuję nagle, nie wytrzymując przerażenia ciemnością panującą w pokoju.
– Zdarzył się wypadek.
Oddycham głęboko, ciężko, kiedy zdaję sobie sprawę, że wcześniejsze wizje to nie efekt mojej wybujałej wyobraźni, tylko czysta prawda.
– Co się ze mną stało? – ponawiam pytanie, tym razem dużo spokojniej.
Trzęsę się ze strachu, ze zdenerwowania. Boję się tego, że moja ślepota to nie tylko krótkotrwały stan, lecz poważne uszkodzenie. I choć mam ochotę zacząć panikować, nie robię nic w tym kierunku. Zwyczajnie leżę na łóżku, całkowicie nieruchomo, nieustannie mrużąc powieki z nadzieją, że lada chwila znów ujrzę znajome barwy i cienie.
– Straciłaś wzrok – oznajmia kobieta.
A jej wypowiedź to definitywny wyrok, kara śmierci dla kogoś, kto od niepamiętnych czasów zachwycał się barwami bezchmurnego nieba, uwielbiał przyglądać się przechodniom czy podziwiać grację, z jaką tancerze wykonywali swoje układy. Wszystko, co kiedyś stanowiło podstawową część mojego życia, w jednym momencie dobiega końca. Ta świadomość czyni mnie bezsilną, całkowicie bezradną. Jedyne, co potrafię zrobić, to wybuchnąć płaczem. A wraz ze łzami nadchodzi również złość, a raczej coś na wzór wściekłości, niezdolności do pogodzenia się z obecnym stanem rzeczy.
Nie mogę krzyczeć, powtarzam sobie, nie mogę.
– A Mel? Czy ona… żyje? – bełkoczę po chwili niewyraźnie, pragnąc jak najprędzej zmierzyć się z okrutną prawdą.
Niestety, przerażająca cisza, jaka zalega między nami, sprawia, że nie mam już żadnych wątpliwości co do wiadomości o śmierci mojej siostry. Niespodziewanie odnoszę wrażenie, że znajduję się w niebezpieczeństwie. Grunt usuwa się spod moich nóg, a jedyne, co uchroni mnie przed ostateczną zagładą, to ucieczka. Dlatego nie czekam ani chwili dłużej, zrywam ze swojego ciała wszystkie kabelki i zaczynam pędzić przed siebie.
– Melanie! Mel, odezwij się! – krzyczę, obijając się o ściany pomieszczenia. – Co oni ci zrobili?! – Błądzę rękami w poszukiwaniu ciała siostry.
Nie potrafię się uspokoić. Pozbawiona zmysłu wzroku, podejrzewam pielęgniarkę o bycie zimną morderczynią. Wpadam w panikę i dopiero głos mamy, najprawdopodobniej przebywającej w pokoju od dłuższego czasu, pozwala mi na powrót do rzeczywistości. 
– Darcy, skarbie… – mówi, lecz jej wypowiedź urywa się nagle, ustępując miejsca żałosnemu jękowi. – Ona nie żyje – wydusza z siebie ostatecznie.
A ja, gdy wreszcie uświadamiam sobie, co tak naprawdę usłyszałam, po prostu zastygam w bezruchu i pozwalam łzom swobodnie wylewać się z kącików moich oczu. Jednak słona ciecz, zamiast spływać swobodnie po policzkach, drąży wąskie kanaliki na powierzchni całej twarzy i zostaje wchłonięta przez starannie owinięty wokół materiał. Zdziwiona tym zjawiskiem, nerwowo dotykam swojej skóry, a w zasadzie przykrywających ją bandaży i nieoczekiwanie przyznaję, że z dawniej gładkich warstw pozostała tylko nierówna opuchlizna.
– Jestem potworem! – wykrzykuję.
A później po raz kolejny dociera do mnie, że już nie mam siostry.
Uczepiona pomiędzy własnym kalectwem a stratą ukochanej osoby, potrafię jedynie powstrzymywać szloch, który prędzej czy później i tak wypływa z mojego wnętrza, tyle tylko, że w znacznie brutalniejszej postaci. Jęczę i wiję się po podłodze niczym dzikie zwierzę posiadające tylko instynkt. W końcu żadne emocje nie są w stanie wyrazić tego, co właśnie przeżywam. Nie wiem, ile czasu mija, zanim ostatecznie się uspokajam. Pielęgniarka prowadzi mnie z powrotem do łóżka i podłącza do specjalistycznej aparatury, a mama zwyczajnie odchodzi. Słyszę jej kroki równie dokładnie jak krople deszczu obijające się o szyby. Mam wrażenie, że wszystkie zmysły z wyjątkiem wzroku odbieram teraz dwa razy wyraźniej. 
Odwracam się w kierunku okna, przygryzając kciuk niczym małe dziecko i zwyczajnie zasypiam, czekając na pojawienie się pierwszych koszmarów. Jednak zamiast nich nadchodzi nicość, w której trwam przez dłuższy czas, przewracając się z boku na bok. Czuję, że stopniowo tracę poczucie czasu. Nie mam pojęcia, czy wzeszło już słońce, czy na niebie wciąż widnieje księżyc. Choć tak czy inaczej nie jestem w stanie się o tym przekonać, kładę nogi na posadzce i momentalnie drętwieję w zetknięciu z zimnem kafelek, a drobne włoski pokrywające moją skórę stają dęba. Nie wytrzymam w bezczynności ani chwili dłużej, wiercąc się w łóżku, usilnie próbując nabierać powietrza do płuc, cały czas wierząc, że lada moment znów znajdę się w środku płonącego autobusu. Nieśmiało idę przed siebie, nawet jeśli krótki spacer po szpitalu ma skończyć się złamanym nosem czy licznymi upadkami. Delikatnie błądzę palcami po ścianie, uważnie badając jej chropowatą powierzchnię i dziękując w duchu, że jest o niebo bezpieczniejsza od moich wyobrażeń. gdy nagle zdaję sobie sprawę, że nie pamiętam, kiedy ostatnio brałam prysznic. Być może minęło już kilka dni od wypadku, a ja długo nie odzyskiwałam przytomności. Ta świadomość sprawia, że czym prędzej pragnę skierować się do łazienki. Przyspieszam więc i nieco śmielej przemierzam kolejne centymetry, lecz potykam się o nieznany przedmiot leżący na podłodze i padam jak długa. Zaraz potem zupełnie niespodziewanie czuję, jak coś ciężkiego uderza o moją głowę.
– Au! – jęczę cicho, domyślając się, że właśnie zostałam zaatakowana przez stojak na kroplówkę lub inną metalową rurę.
Zdenerwowana faktem, że nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać, niezdarnie opieram dłonie o podłogę i próbuję wstać. Jednak kiedy czuję pod sobą grunt, doświadczam prawdziwego bezpieczeństwa. Dociera do mnie, że wcale nie chcę się podnosić. Tak czy inaczej wszystko, o czym marzyłam, rozpadło się na drobne kawałeczki. Studia na uniwersytecie w Bath, taniec, długo wyczekiwane wczasy na Teneryfie… cholera, straciłam wzrok, straciłam siostrę. Mogę tutaj tkwić z dala od rzeczywistości, nigdy nieprzygotowana na powrót do normalnego życia.
– Jeżeli chcesz iść do toalety, to znajdziesz ją po prawej stronie korytarza. A jeśli zamierzasz urządzać wycieczki po szpitalu, lepiej zrób to rano, a teraz wróć do łóżka – odzywa się nieznany mi, damski głos, najprawdopodobniej należący do młodej dziewczyny, może nawet będącej w moim wieku.
– Dziękuję – mruczę pod nosem niewyraźnie, kiedy rozlega się donośny dźwięk czyichś kroków.
– Co tu się stało? Z kim rozmawiałaś? Wracaj do łóżka! – pyta ktoś, najwyraźniej pielęgniarka, po czym podnosi z podłogi przedmiot, którym zostałam zaatakowana.
– Ja… nie wiem… – bełkoczę, całkowicie zdezorientowana.
Jak to „z kim rozmawiałam”?! Przecież nie jestem nienormalna, dokładnie słyszałam wypowiedź nieznajomej. Tylko dlaczego obecnie nie potrafię wyczuć innych śladów jej obecności? Już dawno nie czułam tak przerażającej bezradności - gdyby ktoś zapragnął, z łatwością uczyniłby zamęt w moim umyśle, wmówił niestworzone rzeczy, a następnie uznał za wariatkę. Choć wiem, że to bardzo daleko idący wniosek, mam wrażenie, że obecnie dążę do zupełnego postradania zmysłów.
– Czego tu szukałaś o tak późnej porze? – zagaja pracownica szpitala swoim niskim, chropowatym głosem, a następnie odchrząkuje.
– Chciałam wziąć prysznic – odpowiadam.
– Przykro mi, ale twoje oparzenia są zbyt rozległe, byś tak po prostu je moczyła. Ufam, że jesteś na tyle rozsądna, by nie zrobić niczego głupiego, dlatego zaprowadzę cię do łazienki, odłączę od kroplówki, a później zmienię opatrunek. A na porządną kąpiel będziesz musiała jeszcze troszkę zaczekać – dodaje, a następnie chwyta mnie za nadgarstek i wykonuje jeden, krótki ruch, dzięki któremu ciekła substancja przestaje wpływać do moich żył.
– Przepraszam, nie znam się na medycznych sprawach. Z resztą sobie poradzę, wiem, gdzie iść – oznajmiam i zaczynam nieśmiało maszerować do przodu, wolno stawiając kroki, rzecz jasna z zamiarem całkowitego zignorowania poleceń pracownicy.
Przez chwilę wydaje mi się, że czuję na sobie wzrok kobiety, ale bardzo szybko odkładam tę myśl na bok. Niestety nie jestem w stanie rozgraniczyć moich wyobrażeń od rzeczywistości. Kiedy wreszcie docieram do toalety, momentalnie próbuję zdjąć drażniące bandaże pokrywające niemal całą powierzchnię mojego ciała, niestety wraz z nim odrywając poszczególne płaty skóry. Mierzę się z bólem tysiąc razy silniejszym, lecz łudząco podobnym do odklejania plastra. Po zdjęciu spodni znów odnoszę wrażenie, że pewien nieznany osobnik właśnie przyłożył do mojego uda płonącą pochodnię. Dlatego też nie czekam ani chwili dłużej, szybko odnajduję kran, odkręcam go i wkładam nogę pod bieżącą wodę. Efekt jest wręcz przeciwny do zamierzonego. Wszechmocny ogień ogarnia mnie od środka, dociera do pojedynczych tkanek, przez co mogę jedynie upaść na ziemię i zacząć krzyczeć. Na szczęście do pokoju szybko wpada pielęgniarka, z powrotem podłącza mnie do kroplówki, a następnie czeka, aż się uspokoję. Daremnie, ponieważ mój wrzask szybko przeradza się w płacz, zapewne ku jej niezadowoleniu.
– Ostrzegałam cię…  – szepcze kobieta.
Najwyraźniej próbuje odgrywać rolę pocieszycielki i oskarżycielki jednocześnie.
 – Wie… wiem… po prostu nie mogłam już dłużej tego wytrzymać. Chciałam zrobić coś zupełnie sama, bez… bez niczyjej pomocy – odzywam się nieskładnie, spoglądając na pielęgniarkę niewidomymi oczyma.
­– Spokojnie, przyzwyczaisz się. Przed tobą jeszcze długa droga, ale zapewniam cię – bez wzroku również można żyć – dodaje, a ja momentalnie pragnę przelać na nią całą złość.
Nikogo nie prosiłam o tamten wypadek. Chciałam zwyczajnie dotrzeć do szkoły, tak jak każdego innego dnia. Pragnęłam pokłócić się z Rogerem, oszukiwać na teście u pani Winchester, a później z impetem wybiec z tamtego okropnego budynku i pognać na lekcje tańca. Poprosić Melanie o ugotowanie obiadu w zamian za pomoc w zadaniu z matematyki, obejrzeć po raz setny ten sam odcinek „Pan wzywał, Milordzie”, stoczyć z mamą zaciętą walkę o pilota, by ostatecznie położyć się spać o nienaturalnie późnej porze.
 Wbrew pozorom uwielbiałam swoje nudne życie, a teraz żadnymi słowami nie potrafię wyrazić, jak bardzo za nim tęsknię. Odebrano mi wszystko, co niegdyś mnie definiowało, wrzucono na głęboką wodę i kazano utrzymać się na jej powierzchni przy nieposiadaniu umiejętności pływania.
Do sali zostaję przywieziona na wózku inwalidzkim, następnie położona na łóżku i ponownie opatrzona. Jęczę z bólu, kiedy kobieta zmienia mi resztę bandaży, wdychając przez nozdrza nieprzyjemny zapach otwartych ran. Jestem niczym więcej niż żywym mięsem. Wymęczonym, spalonym, obrzydliwym mięsem.
Nie wiem, jak długo nie wykonuję nawet pojedynczego ruchu. Słyszę pielęgniarki czy lekarzy przechodzących obok mojego posłania i, choć chcę zasypać ich dziesiątkami pytań, nie odzywam się ani słowem, zbyt przerażona prawdopodobnymi odpowiedziami. Zapewne jeszcze przez jakiś czas trwałabym w błogim stanie wegetacji, gdyby nie ten sam głos, który usłyszałam dzisiaj w nocy.
– Wiem, co czujesz, młoda. Też przez to przechodziłam.
– Odejdź – proszę cicho, niezmiernie zirytowana ponownym pojawieniem się nieznajomej, która ostatnio przysporzyła mi tak wielu kłopotów.
– Spokojnie, nie nerwowo. Przyszłam tutaj, żeby ci pomóc, a ty się tak odpłacasz?
– Może najpierw raczysz mnie poinformować, kim w ogóle jesteś?! Pojawiasz się ni stąd, ni zowąd, a później niespodziewanie znikasz – mówię twardo ze świadomością, że najprawdopodobniej brzmię jak wariatka.

– Wybacz, nie chciałam wchodzić w drogę pracownikom. A co do twojego pytania, to nazywam się Greta Tailor i mieszkam tutaj od… jakichś dwudziestu lat.  

16 komentarzy:

  1. Wow... bardzo podoba mi się to opowiadanie, chciałabym poznać dalszą część tej historii. Zwróciłam uwagę szczególnie na ten fragment: "Wbrew pozorom uwielbiałam swoje nudne życie, a teraz żadnymi słowami nie potrafię wyrazić, jak bardzo za nim tęsknię. Odebrano mi wszystko, co niegdyś mnie definiowało, wrzucono na głęboką wodę i kazano utrzymać się na jej powierzchni (...)". Świetne! Ogólnie styl bardzo mi się podoba, przypomina "Igrzyska Śmierci" Suzanne Collins. Ale mam też kilka drobnych zastrzeżeń. Po pierwsze, Darcy zdecydowanie za szybko "dochodzi do siebie", bardzo szybko odnajduje się w roli osoby niewidomej- nie pytała żadnego lekarza, co się stało. Myślę, że w rzeczywistości ludzie są w znacznie większym szoku po stracie siostry i tak poważnym urazie, zmieniającym całkowicie ich życie. Po drugie, nie umiem się przyzwyczaić do imienia głównej bohaterki ;) Cały czas w myślach widzę Fitzwilliama Darciego z "Dumy i uprzedzenia" ;) Ale to już tylko subiektywna opinia. Tak trzymaj! Myślę, że to opowiadanie ma w sobie ogromny potencjał!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci serdecznie za opinię <3
      Jestem ogromną fanką "Igrzysk", dlatego tym bardziej się cieszę, że uważasz, iż mój styl przypomina ten pani Collins.
      Co do Twojej uwagi -> dodałam pewien fragment, mam nadzieję, że teraz lepiej się to prezentuje :)
      Haha, w sumie nawet nie pomyślałam, że komuś może się to skojarzyć. Mam skłonność do nadawania postaciom dziwnym imion, to już nie pierwszy raz.
      Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za komentarz <3 I mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej.
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Ciesze sie, ze zaczelas nowe opowiadanie. Na pierwszy rzut oka nie jest tak mroczne jak poprzednie, dobra, na drugi raczej tez nie, ale jak na opowiadanie osadzone w ziemskich realiach obecnej doby z pewnością nie jest sielanką. Tak sobie mysle, ze moze powinnas była dać z dwa rozdziały dawnego zycia glownej bohaterki, tak zeby podkreślić kontrast... Ale i tk mi się podobało, jesli chodzi o emocjonalny aspekt. Świetny początek, no i opisy uczuć jak zwykle genialne, choc tak bolesne... ciężki chleb do zgryzienia, ślepota to wg mnie najtrudniejsze kalectwo, jesli chodzi o zmysły, ale mam nadzieję,ze dziewczyna sobie poradzi. Bl jakos nie sadzę, aby miała odzyskać wzrok... Ciekawe, kim jest ta Gretą. Czy to jakiś duch czy prawdziwy człowiek? Dlaczego jest w szpitalu juz od ponad dwudziestu lat? No i jak Darcy poradzi sobie ze śmiercią siostry? Nie zawiniła jej w żaden sposob, ale mysle,ze bedzie długo odczuwać wyrzuty sumienia, jak nie całe życie.... Ostatnie pytanie, ktore mi się nasuwa, to kim jest Robert ;) czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wróciłaś! Mam nadzieję, że doprowadzisz to opowiadanie do końca. Zajrzałam do opisu bloga i bardzo mi się spodobał.
    Pierwsze, o czym pomyślałam, to że musi być okropnie mieć siostrę, która jest praktycznie identyczna, a jednak jest "tą lepszą bliźniaczką". Bo takie właśnie odniosłam wrażenie - że Melanie jako ta bardziej popularna jest postrzegana jako lepsza siostra, która w odróżnieniu od Darcy nie jest tylko szarą, poświęcającą się nauce myszą.
    Potem przyszło mi do głowy, że ja na miejscu Darcy pewnie wciąż myślałabym o jednym - że gdyby nie spóźniły się na poprzedni autobus albo przegapiły ten i musiały pojechać kolejnym, to wszystko by się nie wydarzyło.
    Utrata wzroku musi być czymś naprawdę strasznym. Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. Słyszałam o cudownym muzeum w Warszawie, gdzie przechodzi się przez kolejne pomieszczenia ustylizowane na "normalne sytuacje". Jest tam kompletnie ciemno, nie widać nawet konturów przedmiotów, a przewodnikiem jest osoba niewidoma. Można sobie wtedy wyobrazić, jak to jest stracić wzrok. Muszę kiedyś koniecznie się tam wybrać, ale niestety do Warszawy mam spory kawał drogi.
    I zastanawiam się, o co chodzi z tą Getą. Wydaje mi się, że to jakiś duch, no bo inaczej czemu inni mieliby jej nie widzieć. Nie sądzę, że to jedynie wymysł wyobraźni głównej bohaterki, bo to niemożliwe, żeby wymyślona przez nią postać prawidłowo wskazała jej drogę do łazienki.
    Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział!

    Pozdrawiam
    b-u-n-t
    teorainn

    OdpowiedzUsuń
  4. hmmm Greta jest duchem? rozdzial genialny.. makabryczny miejscami, ale tym bardziej doskonaly. rewelacyjnie opisujesz;) tak plastycznie... realistycznie...
    www.czarnekrolestwo.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie nowe opowiadanie! Czekałam, czekałam i jak widać się doczekałam.
    Rozdział, co prawda dopiero pierwszy, ale jak najbardziej zachęca do dalszego czytania. Nieźle zaintrygowałaś mnie tą historią. Nie przypominam sobie, abym ostatnio miała styczność z opowiadaniem, w którym bohaterka byłaby ślepa. W sumie chyba jeszcze nie czytałam o tym żadnej książki... Poza tym dostrzegam, że to nie będzie takie tam zwykłe opowiadanie. Greta, hmmm... na podstawie tego rozdziału wnioskuję, że jest duchem. Osobiście nie widzę innego wyjaśnienia odnośnie jej osoby.
    Uwielbiam to, jak potrafisz przekazać wszelkie psychologiczne aspekty pisanych przez siebie historii. Nie unikasz ich, a wręcz wdrążasz w nie czytelnika. Ja jestem tym zauroczona. Osobiście uwielbiam twój styl i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. To, co zawarłaś w tym to po prostu WOW! Oby tak dalej, tak więc weny! I abyś wytrwała na tym blogu do końca. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW... Potrafisz zaszokować. Zaczęło się tak normalnie, dwie siostry, a tu nagle jakiś wybuch, śmierć jednej i utrata wzroku przez drugą... Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak strasznie musi czuć się teraz Darcy. Jej życie tak bardzo się zmieniło w kilka sekund... Ale skąd ten wybuch, co się stało? Ech, miałam nadzieję, że Mel jakimś cudem przeżyje, ale trudno. ;c Darcy będzie musiała nauczyć się jakoś żyć z tym wszystkim. Będzie pewnie ciężko, ale wierzę, że da radę. A co to za Greta? Czyżby Darcy zyskała zdolność słyszenia duchów? Oo, nieźle. Taka rekompensata za utratę wzroku? Trochę przerażająca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Najpierw uderzył mnie szablon, który jest śliczny, a potem kompletnie zwalił mnie z nóg ten pierwszy rozdział, zwłaszcza że inspiracją dla Ciebie były autentyczne wydarzenia. Naprawdę nie wiem co powiedzieć, bo już ta pierwsza część nosi w sobie tak dużą dawkę emocji, że ciężko mi to opisać. Za to Tobie wyszło wszystko świetnie. Serio, czapki z głów, bo nie podjęłaś się łatwego tematu, a jak na razie tak realistycznie i emocjonalnie zarysowałaś sytuację, że lepiej nie dało się tego zrobić.
    Plus za to, że od razu przeszłaś do sedna akcji - już ten fragment zapisany kursywą dość sporo powiedział mi o tym, co będzie się działo w dalszej części rozdziału. Moje domysły się sprawdziły. To okrutne, że tuż po tym, jak Darcy rozmyślała o niezgodzie między nią a siostrą bliźniaczką, o ich oddaleniu i pewnego rodzaju separacji, nastąpił tak tragiczny wypadek, w wyniku którego zginęła Melanie. W takich chwilach nienawidzę terrorystów z całego serca. Nigdy nie potrafiłam ich zrozumieć, bo nie da się pojąć celowości zabijania niewinnych osób tylko po to, by udowodnić jakieś swoje racje. Biedna Mel... Próbowała jeszcze wołać Darcy, ale na nic się to zdało. Nawet sobie nie wyobrażam tej całej masakry wewnątrz autobusu, tych wszystkich krzyków, łez, wołania o pomoc, śmierci z każdej strony, co potęguje wspomnienie ostatniej katastrofy lotniczej, w której zginęło tylu ludzi. Cieszę się, że nigdy nie musiałam przeżywać niczego podobnego i mam nadzieję, że w przyszłości nawet się nie otrę o coś takiego.
    Prawdę powiedziawszy na miejscu Darcy wolałabym umrzeć tam, w autobusie, u boku siostry, zamiast obudzić się w szpitalu i poza świadomością śmierci bliźniaczki zorientować się, że straciłam wzrok. Powiem szczerze, że ja nie wyobrażam sobie życia bez tego zmysłu, bez żadnego zresztą, wszystkie są nam niezwykle potrzebne w odbieraniu rzeczywistości, aczkolwiek zdolność widzenia jest w pewnym sensie najważniejsza, przynajmniej w moim odczuciu. Zwłaszcza, jeśli ta zdolność została nam odebrana po jakimś czasie - osoba, która rodzi się bez wzroku, jest z góry przystosowana do życia bez niego. Wiem, że to brzmi okropnie, ale chyba rozumiesz, o co mi chodzi. Ciężej się pogodzić z utratą czegoś, niż po prostu nigdy tego nie mieć. Mam nadzieję, że nie zagmatwałam tego za bardzo i zrozumiałaś przekaz, bo nie chciałabym wyjść na zbyt nieczułą czy coś w tym stylu.
    Nie mogę sobie wyobrazić, co czują rodzice, którzy stracili jedno dziecko, a drugie zostało tak skrzywdzone przez los. I co czuje sama Darcy, która została pozbawiona części samej siebie, zarówno w postaci siostry, jak i wzroku? Ta jej rozpacz była wręcz namacalna, za co Cię podziwiam, bo niełatwo jest oddać taką tragedię i bezsilność. Prawie się rozpłakałam, kiedy Darcy tak uparcie walczyła z wiadomością o śmierci Melanie, a potem z całych sił próbowała udowodnić, że poradzi sobie sama, że wcale nie jest kaleką, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Ciężko będzie jej się teraz przyzwyczaić do nowego życia... Ale jak widać ma pewną pomoc. Niesamowicie mnie zaskoczyłaś tym wątkiem z Gretą. Czyżby odrobina paranormalu? Od razu sobie pomyślałam, że Greta jest duchem kobiety, która kiedyś zmarła w szpitalu, a teraz zechciała pomóc okaleczonej dziewczynie. Z pozoru marne to pocieszenie, ale jestem przekonana, że z czasem Darcy doceni takie nietypowe towarzystwo, bez względu na to, skąd ono pochodzi :)
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, bo rozdział pierwszy jest niesamowity. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej;) Wpadłam przypadkiem, a jako że jest tylko jeden post to postanowiłam nie zwlekać z przeczytaniem no i skomentowaniem. Muszę Ci powiedzieć, że spodobało mi się od samego początku, a to za sprawą bardzo przyjemnego stylu pisania, który prezentujesz. Skupiasz się w dużej mierze na opisach, nie przynudzasz barwnie ubierasz myśli w słowa i masz niesamowity pomysł na opowiadanie. To co prawda dopiero pierwszy rozdział, ale nigdy nie czytałam niczego o osobach niewidomych, więc z jeszcze większą ciekawością czytałam ten rozdział. I byłam mega zasmucona, gdy się skończył, bo naprawdę mnie wciągnęło.

    Podobało mi się to jak pokazałaś siostry. Kompletne przeciwieństwa, które mimo siostrzanej miłości przestały się rozumieć. To się niestety często zdarza. Niby ta sama krew, a towarzystwo i zainteresowania potrafią skutecznie oddalić ludzi. Szkoda tylko, że główna bohaterka będzie teraz musiała żyć ze świadomością, że straciła siostrę i nie wykorzystała w pełni czasu, który jej dano. I jeszcze ta utrata wzroku. To straszne! Ciekawi mnie co będzie dalej;)
    Życzę Ci dużo weny i Wesołych Świąt! ;*

    Widzę, że nie masz zakładki spam, dlatego nie będę się reklamować w żaden sposób, ale jeśli masz ochotę zajrzeć do mnie to serdecznie zapraszam.

    Pozdrawiam!
    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, przez co teraz będzie przechodziła Darcy. To nie jest pojedyncze kalectwo (jakby sama utrata wzroku nie była wystarczająco tragiczna i bolesna). Dziewczyna straciła także siostrę. W dodatku bliźniaczkę, jak wywnioskowałam z tekstu. Utrata rodzeństwa okrutnie boli, nawet sama świadomość, że możesz je stracić napawa ogromnym lękiem. A co dopiero, jak naprawdę do tego dochodzi. Mimo wszystko Darcy i Mel, choć chyba wiele ich dzieliło, były ze sobą związane. Sam więź bliźniacza wiele musiała znaczyć. I nagle Mel zginęła, co stanowi ogromny cios, nie tylko zresztą dla samej Darcy, ale i całej rodziny. Wydaje mi się, że życie dziewczyny teraz naprawdę zamieni się w piekło. Ona teraz potrzebuje wsparcia od najbliższych. Nie wydaje mi się jednak, aby szybko otrzymała je od matki, czy ojca. Oni na pewno tak łatwo nie oddalą od siebie wspomnień o drugiej, martwej córce. Wydaje mi się,że naprawdę będzie ciężko, ale mam nadzieję, że w końcu wszystko się jakoś ułoży. Ona naprawdę teraz będzie potrzebowała miłości i wsparcia, choć z początku zapewne będzie się rzucać i odmawiać wszelkich pomocnych dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej;) Chciałam Ci bardzo serdecznie podziękować za komentarz u mnie! ;* Dokładnie odpowiem na niego u siebie, bo czas mnie teraz goni i przybyłam jedynie na chwilkę. Chciałam zapytać czy informować Cię o nowych rozdziałach. Normalnie robię to w zakładce spam, ale u Ciebie takiej nie widzę, a nie chcę brudzić pod rozdziałem;) Dlatego pytam ;)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, pamiętasz mnie jeszcze, zniknęłam na długie miesiące i chyba będę wracać na blogspot. doczytam jn jak najszybciej. podoba mi się pomysł, ale cos mi nie pasuje z tym ubraniem; w życiu nie zostawiono by jej z przyklejonym do ran materiałem, tak o, do ściągnięcia wraz z żywą tkanką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jasne, że Cię pamiętam :D Nie wiem, czemu to tam dalej jest, bo właśnie też zdaję sobie sprawę, że to idiotyczne - zmieniłąm to w wordzie i najwyraźniej zapomniałam zastąpić na blogu. Teraz powinno być ok :D

      Usuń
  12. Ja skądś znam to opowiadanie, tak więc albo już je czytałem, albo gdzieś spotkałem się z podobnym. Niczego ci oczywiście nie zarzucam, bo równie dobrze mogłem czytać je u ciebie, tylko komentarza nie zostawić, bo zapomnieć, albo nie przeczytać do końca, bo mnie coś od tego odciągnęło.

    Nie, to na pewno nie jest to opowiadanie. Tam po prostu też była siostra bliźniaczka co umarła, ale nie było wypadku, ślepoty i poparzeń - zapamiętałbym takie szczegóły.

    Moment szału, odrywania bandaży... było mi niedobrze, ale to dobrze, bo to znaczy, że twoje opisy są niemal doskonałe.

    Być może i było trochę nudnawo, ale to w końcu pierwszy rozdział więc jeszcze masz czas na rozbudowanie fabuły i wprowadzenie akcji.

    Zdziwiło mnie trochę, że pielęgniarka nie opieprzyła dziewczyny za to, że tak łazi sama po szpitalu - jest niewidoma mogło jej się coś stać.

    Końcówka mnie zabiła, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Moment, gdy dziewczyna wspomina swoje normalne, ludzkie, typowe i nudne życie, które przypomina życie większości nastolatek i nagle znów pojawia się ten... ta postać... duch? Sam nie wiem jakim mianem mam określać Gretę.

    Pozdrawiam:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Zastanawiam się co w takim wypadku jest gorsze - umrzeć czy być niewidomą. Ja chyba nie wyobrażam sobie życia, gdyby sięgnął mnie jakiś rodzaj kalectwa dlatego niesłychanie współczuje tej dziewczynie i podziwiam ją, że za wszelką cenę stara się być samodzielna. Ja na jej miejscu chyba bym się załamała, ryczała w poduszkę i nie wstawała z łóżka, albo nawet targnęłabym się na własne życie.
    Bardzo dziwne jest to pojawianie się tej zjawy(?), czy jakieś innej potworzycy, która nachodzi tę biedną dziewczynę.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na zwiastun (już jest) i prolog (będzie jutro po 16):
    sie-nie-zdarza.blogspot.com

    Albo na mojego drugiego bloga o zupełnie innej tematyce niż ten pierwszy:
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja też się zastanawiam co gorsze. Ale chyba jednak wolałabym żyć. Ja jestem jednak z tych co walczą. Poza tym, jestem ogromną optymistką i nawet gdyby ktoś od razu mi powiedział, że nie będę widzieć do końca życia, w pierwszym momencie bym mu nie uwierzyła.
    Niestety, mi również się wydaje, że troszkę za szybko wraca do zdrowia.
    No i pewnie będzie jej brakować siostry. Widać, że dziewczyny były ze sobą związane.
    Pędzę czytać resztę:)

    OdpowiedzUsuń