"Kiedy zamykam oczy, widzę Twoją twarz, kiedy idę niemal czuję Twoją dłoń w mojej. To jest we mnie wciąż żywe, lecz o ile kiedyś przynosiło mi pociechę, to teraz sprawia mi ból."
Nicholas Sparks
Na pewno się
przesłyszałam. To niemożliwe, by ktoś przebywał w szpitalu tak długo, w dodatku
uznając ten okropny budynek za dom. Zapewne gdyby nie mój wewnętrzny smutek,
wybuchłabym teraz śmiechem.
– A tak
naprawdę? – pytam.
– Co
naprawdę? Przecież ci powiedziałam.
– Nie mam
ochoty na wysłuchiwanie głupich żartów – dodaję.
– Dlaczego mi
nie wierzysz?! Cholera… jesteś pierwszą osobą, która mnie słyszy od kilkunastu lat i nawet nie potrafimy w spokoju porozmawiać.
Wypowiedź
dziewczyny ostatecznie odbiera mi mowę. Nie
rozumiem, co chce mi przekazać swoim monologiem, a raczej – nie chcę rozumieć.
Wtedy z pewnością uwierzyłabym, że wciąż śnię, że ten przerażający wypadek
wcale nie miał miejsca, a ponownego powrotu do rzeczywistości zwyczajnie bym
nie zniosła.
– No dobrze,
jak wolisz, nie będę cię do niczego zmuszać
– wzdycha Greta, a w jej głosie z łatwością wyczuwam wszechobecne
rozczarowanie. – Trochę szkoda, bo wydawałaś się naprawdę ciekawą osobą…
– Czego ode
mnie oczekujesz? – pytam nagle, by nie sprawiać jej dodatkowej przykrości.
Sama nie
wiem, dlaczego to robię. Przecież duchy nie istnieją.
W takim razie
kim jest moja nowa znajoma? Na pewno nie wytworem umysłu – w końcu wskazała mi
poprawną drogę do łazienki. A jeśli to naprawdę istota z tamtego świata, w który jeszcze do niedawna nie wierzyłam? Choć
próbuję trzymać się w ryzach racjonalności, twarde dowody stopniowo burzą mój
światopogląd, a przez tę nieznośną świadomość zaczynam się bać. Boję się
nieznanego, niezrozumiałego, czegoś, co wykracza poza moje granice pojmowania rzeczywistości,
a przez to jest śmiertelnie niebezpieczne.
– Chciałabym
tylko, żebyś przyjęła moją pomoc. Nic wielkiego, prawda? – proponuje
dziewczyna, a ja spoglądam na nią ślepo z bezradnością.
Nie mam już
sił nawet na tak banalną czynność jak wysłuchiwania porad Grety. Jedyne o czym
marzę w chwili obecnej, to święty spokój, czas na przemyślenie pewnych spraw
oraz pogodzenie się z losem, dlatego też, ignorując wszelkie zasady dobrego
wychowania, kładę głowę na poduszce i przymykam powieki. Nieznośne łzy wciąż
cisną mi się do oczu, gdy tylko przypominam sobie o Mel. Nigdy nie
przypuszczałam, że świadomość utraty siostry będzie aż tak dobijająca. Choć
przez ostatnie lata niewiele nas łączyło, teraz mimowolnie myślę o wszystkich
chwilach, kiedy to nieustannie trzymałyśmy się razem. A w trakcie wypadku?
Zostałyśmy brutalnie rozdzielone. Nawet nie zdążyłam się pożegnać, powiedzieć,
jak bardzo ją kocham. Może gdybym zareagowała odpowiednio szybko, nie doszłoby
do tragedii… w końcu moja siostra nie zasługiwała na śmierć. Miała przed sobą
świetlaną przyszłość, czekała na realizację marzeń, zawsze otoczona wianuszkiem
przyjaciół, u boku swojego chłopaka, Matta, pełna energii, radosna, pomocna.
Bez obecności
Melanie czuję się niepełna, jakby ktoś wyrwał mi cząstkę serca i zmiażdżył ją
na moich oczach.
– Dobrze, w
takim razie pomilczymy – oznajmia Greta, a mnie niespodziewanie owiewa zimne
powietrze, zupełnie jakby ktoś otworzył okno w pokoju.
Od tej pory
nie odczuwam żadnych śladów obecności dziewczyny. Nie wiem konkretnie, ile dni trwa podobna cisza, przerywana częstymi wizytami lekarzy i pielęgniarek,
badaniami, odwiedzinami nieustannie płaczącej mamy. Samotność sprawia, że coraz
głębiej pogrążam się we własnej rozpaczy. Stopniowo zaczynam żałować, że
pozwoliłam odejść mojej tajemniczej znajomej. W wychodzeniu z łóżka nie widzę
najmniejszego sensu, zwłaszcza biorąc pod uwagę moją ślepotę. Świat już nie
jest taki sam bez zmysłu wzroku… pusty, bezbarwny, nudny. Nie wabi kolorami,
nie informuje o nowym dniu, nie ukazuje lampy wskazującej drogę. Przez
to wydaje mi się, że podzielę los Grety, a nawet jeśli wyjdę ze szpitala, nie
zastanę tam nowego życia.
Nieoczekiwanie
wieczna monotonia zostaje przerwana przez pojawienie się w mojej sali dotąd
nieznanej mi osoby. Jej obecność zwiastuje szmer otwieranych drzwi i
skrzypienie materaca ugiętego pod ciężarem czyjegoś ciała.
– Dzień
dobry, Darcy – odzywa się ktoś grubym, męskim głosem, a ja momentalnie zbieram
się do ucieczki.
Ze względu na
nieumiejętność odbierania ważnych bodźców teraz niemal wszystko uznaję za
potencjalne zagrożenie. Czuję się bezbronna wobec świata, który nagle wydaje mi
się niesamowicie duży i niebezpieczny, lecz mimo to mówię odważnie:
– Kim pan
jest?
– Doktor
Hopffer, chirurg plastyczny.– oznajmia, po czym odchrząkuje i pociąga nosem. –
Od dzisiaj ja się tobą zajmę. Doktor Bunch złamała rękę i nie będzie w stanie
przeprowadzić odpowiednich badań – dodaje. – Może lepiej na początku powiesz
mi, jak się czujesz?
Mija dłuższa
chwila, zanim zaczynam zastanawiać się nad odpowiedzią. Nie jestem pewna, czy
mogę zaufać nowopoznanemu lekarzowi, lecz ostatecznie odpowiadam zgodnie z
prawdą.
– Nie
najlepiej. Oparzenia non stop mnie pieką.
– W takim
razie mam dla ciebie dobrą wiadomość! – oznajmia mężczyzna z entuzjazmem i
głośno klaszcze w dłonie niczym małe dziecko, które właśnie dostało wymarzoną
zabawkę. – Komórki macierzyste już są przygotowane, a więc jutro czeka cię
przeszczep skóry.
– Co takiego? – wyrywam się niespodziewanie,
po czym, zawstydzona, zatykam usta dłonią.
Może to
dziwne, lecz początkowo, zamiast się cieszyć, jestem przerażona tą informacją.
W gruncie rzeczy zawsze lubiłam samą siebie. Przepadałam za przeglądaniem się w
lustrze czy fotografowaniem się starym polaroidem. Jednak te czasy minęły
bezpowrotnie, a ja wciąż nie umiem przyzwyczaić się do obecnego stanu rzeczy.
Transplantacja byłaby kwintesencją wszystkich pożegnań, jakie ostatnio mnie
spotkały, dlatego też nie czuję się na nią gotowa. Zwyczajnie ciągle jestem związana z tamtym życiem.
– Nie bój
się, mała – dodaje doktor, zauważając moje zdenerwowanie. – Znam się na rzeczy,
robię to nie po raz pierwszy.
– Domyślam
się… po prostu ostatnio tak wiele się dzieje… chyba nawet zbyt wiele.
– Spokojnie!
Przecież nie przeszczepię ci mózgu, tylko skórę. To, co masz pod nią pozostanie
takie samo – mówi, jakby rozbawiony moimi obawami.
Choć to
nienaturalne, jego pogodne przysposobienie zaczyna mi się udzielać. Kącik moich
ust unosi się delikatnie do góry, tworząc niemrawy uśmiech.
– Wybacz nieuprzejmość.
Zapomniałem ci się pokazać – dodaje niespodziewanie i, zanim zdążam go
uświadomić, że jestem niewidoma, ten chwyta moją ręką, a następnie przykłada ją
do swojej twarzy.
Początkowo
bardzo dziwię się zachowaniu mężczyzny, lecz z czasem zaczynam rozumieć, że
dzięki temu mimowolnie zarysowuję w umyśle wyraźny wizerunek doktora. Wyczuwam
jego nierówne zmarszczki, twarde włosy na brodzie i orli nos. Zupełnie tak,
jakbym potrafiła to wszystko zobaczyć.
–Dziękuję –
mówię, zadowolona z poznania nowej sztuczki. – To bardzo przydatna metoda, ale
póki co mam nadzieję, że za jakiś czas nie będę już musiała jej stosować.
Sama nie
wiem, dlaczego o tym wspominam. Przecież do tej pory byłam zbyt przerażona
prawdopodobną negatywną odpowiedzią, by chociaż zadać pytanie dotyczące mojej
ślepoty. Jednak tym razem przyjazne nastawienie lekarza sprawia, że przestaję
się bać. Niestety szybko zaczynam żałować swojej decyzji – cisza zalegająca
między nami stopniowo staje się krępująca, a ja nie potrafię znieść wątpliwości kotłujących się pod moją kopułą.
– Przykro mi,
ale nerwy wzroku w twoich oczach zostały uszkodzone, co jest zmianą
nieodwracalną – oznajmia doktor z troską w głosie.
I mimo że nie
spodziewałam się innej odpowiedzi, odczuwam ujmujące rozczarowanie związane z
odejściem lichej nadziei.
– Wiem, że na
chwilę obecną bycie niewidomym… to dla ciebie koniec świata, ale z czasem
zrozumiesz, jak bardzo… jak bardzo się myliłaś – kontynuuje mężczyzna, uważnie
dobierając słowa, żeby przypadkiem nie doprowadzić mnie do stanu całkowitego
załamania psychicznego. – Widzę po tobie, że jesteś silna… dasz sobie radę bez
najmniejszych problemów. Oczywiście, początki nigdy nie należą do
najłatwiejszych, jednak z dnia na dzień będzie coraz lepiej, przysięgam.
W tym momencie
wywody chirurga zostają przerwane przez przenikliwy dźwięk pagera.
–
Przepraszam… praca wzywa – mówi z ukrywaną ulgą, a następnie, bez zbędnych
ceregieli, wstaje z łóżka i wychodzi z pomieszczenia, zostawiając mnie samą z
tysiącem niewypowiedzianych pytań.
W tym
momencie zaczynam też żałować, że potraktowałam Gretę jak ostatniego śmiecia. Tęsknię
za czyjąś obecnością, a w pierwszych dniach pobytu w szpitalu zapewniła mi ją
właśnie ona. Może naprawdę wariuję, tęskniąc za nieistniejącym bytem, jednak wszelkie
zasady racjonalności, które do niedawna uparcie wyznawałam, tak czy inaczej
zostały złamane, więc ignorowanie
obecności dziewczyny byłoby zwykłym absurdem. Odczuwam uporczywą potrzebę
rozmowy z kimkolwiek. Dawniej w takich momentach zwykle zwracałam się o pomoc
do Melanie, niezależnie od tego, czy chodziło o wybór stroju czy o podjęcie
jakiejś ważnej, przyszłościowej decyzji. Siostra zawsze znajdowała się w pogotowiu, choć
nasze konwersacje zazwyczaj kończyły się kłótniami. Należałyśmy do różnych
środowisk, lecz łączyła nas wspólna przeszłość: ten sam, duży domek dla lalek,
tradycja pieczenia naleśników na urodziny mamy, co zawsze omal nie skutkowało
podpaleniem kuchni czy otworzenie własnego „salonu fryzjerskiego” oferującego
nierówne strzyżenie czy farbowanie włosów w plakatówkach. Cała masa wspomnień
będących już tylko wspomnieniami symbolizującymi zamknięty rozdział w moim
życiu. I to wszystko przez spóźnienie na jeden cholerny autobus. Dlaczego wtedy
nie zdecydowałyśmy się pójść na piechotę?! Przecież w tym przypadku Mel nadal
by żyła. Musiała umrzeć przez jedną idiotyczną decyzję. Ona – ta, która niegdyś
miała w sobie nieograniczone zasoby energii i przelewała ją na innych.
Na podobnych
refleksjach mija mi kolejny dzień. Jestem tak zaprzątnięta myślami o Melanie,
że nie znajduję czasu na stres związany ze zbliżającą się operacją, dlatego gdy
doktor Hopffer ponownie wchodzi do mojego pokoju, nie potrafię powstrzymać
zaskoczenia.
– Dzień
dobry, moja mała – wita się tym samym, poczciwym głosem. – Przygotowana na
zabieg?
– Mhm –
mruczę pod nosem, próbując ukryć kłamstwo.
Wciąż nie
potrafię zrozumieć, że lada chwila grupa chirurgów zacznie mnie kroić na
metalowym stole. Przez utratę wzroku wszystko wydaje mi się teraz mało
prawdopodobne, zupełnie jakbym nieustannie śniła.
– Nie ma się
czego bać. Zaraz przyjdzie tutaj anestezjolog i wprowadzi cię w narkozę,
niczego nawet nie poczujesz. Twoja mama podpisała już zgodę i zapłaciła za
pobranie komórek macierzystych, więc możesz być spokojna o wszelkie
formalności…
– Mama? –
wykrzykuję nagle, przerywając doktorowi.
Tak naprawdę
z jego monologu wyłapałam tylko to jedno znaczące słowo dotyczące Helen Morgan,
osoby, która wydała mnie na świat.
– Tak, tak…
była u mnie wczoraj.
Choć wiem, że
nie jestem jedynym cierpiącym członkiem naszej rodziny, denerwuje mnie jej
bierne zachowanie. Ostatnio przychodzi naprawdę rzadko, a jeśli już wstąpi do
mojej sali, nie robi nic poza niekończącym się wyciem. Czasem chciałabym się do
niej przytulić jak za dawnych czasów, powiedzieć, co tak naprawdę leży mi na
sercu i wsłuchać się w głos kobiety mówiący „wszystko będzie dobrze”.
Niestety,
żadne z moich życzeń nie zdąża się spełnić, ponieważ wkrótce w pomieszczeniu
pojawia się drugi z doktorów. Mam wrażenie, że utyka na jedną nogę, ponieważ
jego kroki słyszę dość nierównomiernie. Odchrząkuje, po czym bez słowa przykłada mi do
ust dziwną maskę. Rzecz jasna, nie pozwalam mu na takie działanie. Zaczynam szamotać się z przerażeniem. Czuję się niepewnie, gdy nie potrafię kontrolować
otoczenia, dlatego też odruchowo traktuję anestezjologa jako mojego nowego
wroga. Wiem, że jestem w tym sama, a tylko nadmierna przezorność pozwoli mi na
przetrwanie.
– Bronosn,
wytłumaczysz może pacjencie najpierw, co tak naprawdę zamierzasz zrobić? – mówi
Hopffer z przekąsem.
Nie ukrywam,
że w głębi duszy dziękuję mu za tę interwencję.
– Eeh… to…
gaz usypiający – oznajmia wyraźnie zirytowany doktor, by po raz kolejny przytknąć
mi do twarzy gumowe tworzywo.
Tym razem
staram się zachować spokój, co przychodzi mi z dodatkową łatwością, biorąc pod
uwagę rezultat działanie substancji. Z czasem zostaję zmuszona do przymknięcia
powiek. Stopniowo odpływa cały ból, niepokój, a ja pogrążam się w
nieistniejącej, sennej krainie.
– Zawsze uważałam, że ciotka Caroline
urodziła się bez mózgu – stwierdza Mel, siadając obok mnie na łóżku. – Chcesz?
– wtrąca, podkładając mi pod nos paczkę chipsów.
– Nie – mruczę, by ostatecznie
zmienić zdanie i poczęstować się ziemniaczanym krążkiem.
– Nie wierzę, że tak powiedziała. Przecież w
latino chodzi o pokazanie swoich wdzięków, a to nijak wiąże się z „byciem
ladacznicą”. W każdym razie nie powinnaś
przejmować się tą idiotką rodem z średniowiecza. Cudownie dziś zatańczyłaś.
– Wow! Cóż za odmiana. Muszę to zapisać w
kalendarzu: „Melanie jest dla mnie miła”!
– Oj tak? W takim razie cofam, to co
powiedziałam – dodaje energicznie, po czym rzuca w moim kierunku miękkiego
jaśka.
Niestety, zamiast trafić prosto do celu,
poduszka uderza o lampę, która na szczęście, mimo kilku niebezpiecznych ruchów,
pozostaje na swoim miejscu. Obie zgodnie oddychamy z ulgą, a następnie
wybuchamy śmiechem. Kiedy do pokoju wchodzi mama, patrzy na nas ze zdziwieniem,
lecz chwilę później również zaczyna chichotać jak mała dziewczynka. Siada obok
mnie, w rękach dzierżąc jeszcze nieotwartą paczkę żelków.
– To co? Gotowe na powystępową wyżerkę, moje
najzdolniejsze córeczki? – pyta, a następnie całuje nas po głowach.
Czuję jej łagodne, lawendowe perfumy, miękkie,
lecz spracowane dłonie. Widzę pełne ciepła spojrzenie, drobne zmarszczki pod
niebieskimi oczyma i radosny uśmiech. Dostrzegam także ostre rysy twarzy mojej
siostry, śnieżnobiałe zęby dziewczyny czy charakterystyczny, kolorowy strój.
Wszystkie trzy znajdujemy się w niedużym, przyciemnionym
pokoju, otoczone przez ściany w kolorze bezchmurnego nieba – takiego, jakie
można zaobserwować późnym latem, zwiastującego nadejście zimnej jesieni. Nie
panuje tutaj zadowalający porządek. Różnorakie papiery czy ubrania są porozrzucane
dosłownie wszędzie, lecz dzięki tym małym aspektom czuję, że jestem w domu.
Dosłownie cały wieczór spędzamy w swoim
towarzystwie, śmiejąc się i rozmawiając wesoło. W obecności bliskich potrafię
dostrzec prawdziwe szczęście, dlatego pragnę pozwolić tym magicznym chwilom
trwać w nieskończoność. Niestety, mój umysł nieoczekiwanie zaczyna odbierać
ciche nawoływania doktora Hopffera.
Obraz wspomnień odpływa, a ja powracam do rzeczywistości ze świadomością,
że od tej pory kolory będę widziała już tylko w snach.
– Jesteś z
nami, Darcy? – odzywa się, a ja posłusznie kiwam głową.
Gdzieś w
głębi duszy myślę sobie, że wybudzenie mnie z narkozy to okrutny błąd, że
powinnam zostać tam, gdzie panował nieskończony spokój, gdzie wszystko zdawało
się tak niepowtarzalnie żywe, wybuchało wulkanem braw.
– Podamy ci
morfinę, ponieważ możesz teraz odczuwać silny ból – tłumaczy. – To sprawi, że
będziesz nieco otępiała. Powiem ci jeszcze tyle: operacja przebiegła bez
zbędnych komplikacji, wyglądasz jak nowonarodzona, moja mała!
Słowa lekarza
sprawiają, że odruchowo dotykam swojej twarzy. Niestety, obecnie owinięto ją
bandażami, przez co przekonanie się o rzeczywistej strukturze skóry
należy do czynności niemożliwych. Wzdycham więc cicho z rezygnacją, lecz mimo wszystko
mówię:
– Dziękuję!
Szkoda tylko,
że tak czy inaczej nie zobaczę nowej „mnie” w lustrze. Pozostaje mi jedynie
wierzyć, że nareszcie przestanę odstraszać innych swoim wyglądem poparzonego
potwora. I nagle, jak na zawołanie, znajduję potwierdzenie podobnych domysłów w
osobie Grety.
– Młoda,
zapewniam cię – teraz będziesz piękna jak ta lala – oznajmia, a ja nie mogę
powstrzymać radości związanej z obecnością ducha dziewczyny. – Erik to
profesjonalista. Jest malarzem, tyle tylko, że ze skalpelem w ręku…
– Jak dobrze cię słyszeć! – przerywam jej nieco zbyt głośno, z trudem
próbując zachować trzeźwość umysłu.
Niestety, leki powoli zaczynają działać, a ja przestaję kontrolować
swoje działania, przez co omal nie rzucam się nieistniejącej dziewczynie na
szyję.
– Łoł, nie spodziewałam się takiej reakcji z twojej strony –
stwierdza szczerze. – Nie po tym, jak ostatnio mnie potraktowałaś.
– Przepraszam… potrzebowałam czasu na przemyślenie niektórych spraw –
odpowiadam cicho, po raz kolejny uświadamiając sobie, jak podle się zachowałam.
– Nic nie szkodzi – dodaje Greta swoim ciepłym, melodyjnym głosem. – Doskonale
cię rozumiem... czasem nadchodzą chwile, kiedy nawet rzeczywistość wydaje się nam
najbardziej nierealną rzeczą pod słońcem.
– Święta prawda – mówię, by po kilku minutach znów zapaść w długi,
niekontrolowany sen spowodowany reakcją organizmu na morfinę.
Mogę chyba z czystym sumieniem powiedzieć, że wkręciłam się w tę historię! Zupełnie nie mam pojęcia, co szykujesz dla nas w kolejnych rozdziałach i jakie konsekwencje będzie miało pojawienie się Grety w życiu bohaterki. Podświadomie czułam, że mimo tego złego potraktowania na samym początku (choć nie do końca uważam, że było złe, ale o tym zaraz) ta dziewczyna jeszcze wróci i będzie tu ważną postacią. Myślę, że Darcy miała prawo poczuć się zagubiona poznając Gretę i miała prawo zachować się w taki sposób. Dopiero co dowiedziała się o śmierci siostry, straciła wzrok, a nagle pojawia się jakaś postać nie wiadomo skąd i nie wiadomo, co od niej chce. Mogła potraktować ją w taki sposób. Przynajmniej ja tak uważam... ;D W każdym razie miło z jej strony, że przeprosiła i wyjaśniła całą sytuację. Teraz Greta już jej chyba nie opuści. Bardzo mnie ciekawi kim tak naprawdę jest ta dziewczyna. Rzeczywiście jakąś zjawą? Kimś nadludzkim i nadprzyrodzonym? Ileż tu tajemnic! A najlepsze w tym wszystkim jest to, że forma, w której piszesz wcale nam niczego nie ułatwia. Nie wiemy jak wygląda ta dziewczyna, nie wiemy jak wygląda świat wokół Darcy i co się dzieje. Wiemy tylko tyle ile wie ona. A że jest niewidoma, to nie wiemy wiele. I ten zabieg mega mi się podoba, bo odkrywamy wszystko razem z nią;) Mam wrażenie jakby ta Greta była jej oczami.
OdpowiedzUsuńCo do doktora to wydaje mi się on trochę zbyt przyjacielski. To jak zwraca się do Darcy napawa mnie pewną obawą. Może jestem przewrażliwiona, ale to "moja mała" nie kojarzy mi się dobrze;D
I jeszcze słowo co do matki... Ja również jestem na nią zła tak jak Darcy. Rozumiem, że straciła córkę, ale ma przecież jeszcze drugą! Chociażby dla niej powinna się jakoś trzymać i wspierać w tym trudnym czasie. Darcy jest w jeszcze gorszej sytuacji, a została z tym wszystkim sama. Dlaczego? Mam wrażenie, że matka coś ukrywa... Chyba wszędzie szukam spisków;D
Pozdrawiam serdecznie! ;**
Coraz bardziej lubię to opowiqdanie. Darcy jest w takim momencie swojego zycia, ze w,asciwie każde wytłumaczenieosyaci Grace jest możliwe... To, ze mogła ją sama wymyślić, zeby jakos sobie poradzić w tej ciężkiej, obcej mowej rzeczywistości, ktora jednoczesnie tak boleśnie wiąże się z niedaleka przezloscia. To, ze grace jest zwykła dziewczyną ( choc wtedy byłoby trudno wytłumaczyć, czemu nikt inny z nią nie rozmawia... Szczegolnie jesli jeste szpitalu tak długo - to mogłoby byc kłamstwem, ale moe sadze). Równiez to,ze jest duchem, jest możliwe i chyba tak wlasnie bedzie. Albo nawet jesli nie duchem, to jakimś rodzajem postaci fantastycznej....mysle,ze niezaleznie od prawdy, pomoze Darcy wyjsć z dołka. Wlasciwie, gdy okazało się ze nie dosc, iż siostra nie żyje, to jeszcze dziewczyna straciła wzrok, jakos nie myslalam o innych możliwych obrażeniach, ktorych narratorka z pewnością musiała doznać. Przeszczep skory... Mam nadzieję, ze pomogl, Nawet jesli dziewczyna tego nie znaczy... Ponadto bardzo mocno zadziałał na mnie is snu, pełnego kolorów i zycia, chyba nigdy nie odczułam czegos takiego przy opisie zwykłego, najnormalniejszego snu, a efekt wzmagało jesCze to, ze była tam jej siostra, z ktora dobrze się dogadała.... prawie sie popłakałam. Jestem ciekawa, co będzie dalej. Mam nadzieje, ze matka dziewczyny będzie częściej ją odwiedzać. I ze Darcy zacznie otwierać się do ludzi... Zacznie rehabilitację. Ale pewnie jeszcze długo bedzie przezywać smierc siostry, trudno się dziwić. Jestem jednak prwna, ze M też ją kochała, zresztą szczerze mowiac, Darcy nie mogła nic zrobic, nikt nie mogl... Ale jest to zbyt subiektwyna kwestia.zeby tak do tego podeszła i trudno sę dziwić... Zaptaszam Cię serdecznie na zapiski-condawiramurs na nową notkę :)
OdpowiedzUsuńZnów zastanawiam się, kim może być Greta. Wychodziłoby na to, że duchem, ale w takim razie nie rozumiem, dlaczego akurat Darcy jest świadoma jej obecności. Może to ma związek z utratą wzroku? Może przez to, że straciła jeden zmysł, wyczuliła się na inne kwestie, w tym na świat duchów? Ale z drugiej strony powinna w takim razie słyszeć też głosy innych zmarłych, a nie tylko Grety. Kimkolwiek jest ta dziewczyna, na pewno będzie miała pozytywny wpływ na Darcy, bo dziewczyna bardzo potrzebuje wsparcia w trudnych chwilach. Tak właśnie sądziłam, że będzie sobie wypominać decyzję podjętą w tamten koszmarny dzień i czynić wyrzuty, że nie poszły z siostrą na piechotę czy nie pojechały innym autobusem.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony rozumiem zachowanie matki dziewczyny, ale z drugiej jestem na nią zła. Rozumiem, że rozpacza po śmierci córki, ale powinna być wsparciem dla drugiej bliźniaczki, która co prawda żyje, ale jest okaleczona. Odnoszę wrażenie, że kobieta obwinia Darcy o śmierć siostry. Gdyby tak nie było, zachowywałaby się chyba w inny sposób...
Lekarze w szpitalu są bardzo mili i to na pewno może pomóc Darcy. Oczywiście, dziewczyna jeszcze długi czas będzie się obwiniać o śmierć siostry, nie tak szybko przyzwyczai się do utraty bliskiej osoby i do świata, który od teraz jest dla głównej bohaterki całkowicie czarny, ale myślę, że gdyby atmosfera w szpitalu była inna, dziewczyna miałaby gorsze samopoczucie. Chociaż ta myśl po wybudzeniu z narkozy jest dowodem na to, że Darcy póki co ma się nie najlepiej. Może pomogłaby jej rozmowa z psychologiem. A może Greta będzie takim jej prywatnym psychologiem...?
Pozdrawiam
b-u-n-t
teorainn
Bardzo zaintrygowałaś mnie postacią Grety! Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój jej wątku.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo wciągające,chociaż,jak dla mnie,to za dużo w nim szpitala i lekarzy.Fajne jest też to,że stylem różni się od poprzednich.
życzę dużo weny!
pytanie; jak zachowaly się dziewczynie powieki, galki oczne, ale uszkodzily nerwy wzrokowe?
OdpowiedzUsuńNormalnie :D Tak się dzieje w wyniku różnych wypadków. Wygląda to mniej więcej tak:
Usuńhttp://adst.mp.pl/img/articles/neurookulistykaizez/szeroka_zrenica.jpg
Coitus, wróciłam. Zajrzyj, jeśli chcesz na m-k-p-o-w.blogspot.com
UsuńDarcy jest naprawdę interesującą bohaterką. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak zaczęłam darzyć ją sympatią i szczerze ciekawią mnie jej dalsze losy. Póki co nie przedstawiłaś w tym rozdziale nic, co sugerowałoby jakich dalszych wydarzeń, mogłabym się spodziewać. Chociaż może jest zupełnie inaczej, a ja po prostu nie zauważam drobnych sugestii odnośnie tego? W sumie to jest nieważne. Zdecydowanie ważniejsze jest to, że zaczynam wkręcać się w tą historię. Na swój sposób wydaje się być wyjątkowa. Tak swoją drogą gratuluję ci tego, jak potrafisz przedstawiać świat w tym opowiadaniu, mimo że twoja bohaterka jest niewidoma. Według mnie podjęłaś się trudnego zadania. Niełatwo jest odnaleźć się w nieszczęściu innych osób, szczególnie gdy ono nas nie dotknęło... Niemniej jednak tobie to wychodzi. Jesteś genialna w przedstawianiu wszelkich psychologicznych zagrań. Masz talent i tyle.
OdpowiedzUsuńOby kolejny rozdział pojawił się niebawem. Tymczasem pozdrawiam i życzę weny! :)
Przeczytane, w piątek postaram się coś od siebie nabazgrać. (;
OdpowiedzUsuńZjadło mi komentarz? );
UsuńWybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale dopiero dziś tu dotarłam, żeby zapoznać się z Twoimi rozdziałami. Wybacz zwłokę.
OdpowiedzUsuńJuż sam początek jest bardzo obiecujący i daje nadzieję na kolejne świetne opowiadane Twojego autorstwa. Mówiłam Ci już kiedyś, że świetnie opisujesz emocje? A to opowiadanie niezaprzeczalnie będzie przepełnione emocjami.
Jakiś głupi ten anestezjolog, nawet się nie przedstawił ani nic, tylko do niej podszedł i zaczął usypiać. Zgłupiam :p
I wydaje mi się, że Greta to nie żaden duch, tylko raczej jakaś pani psycholog.
Czekam na kolejny rozdział.
Wybacz długość komentarza. Chciałam po prostu zaznaczyć, że dotarłam i przeczytałam.
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Weszłam tutaj i dosłownie mnie ścięło. Widzę, że moja lista blogów nawala, bo nie miałam pojęcia o nowych rozdziałach. Stąd brak moich komentarzy... Przepraszam Cię bardzo. Postaram się to jak najszybciej nadrobić, nie odpuściłabym sobie tak dobrze zapowiadającej się historii.
OdpowiedzUsuńTymczasem: http://rytm-jego-slow.blogspot.com - zapraszam na kolejny rozdział! <3
Trafiłam tutaj przez przypadek, a może przez zrządzenie losu. W każdym razie udało mi się przeczytać ten rozdział i jestem zadowolona, bo kolejny blog spełnia moje oczekiwania. Dajesz dużo opisów, nie skupiasz się na dialogu, co robią niektórzy chcąc aby akcja jak najszybciej szła dalej, bo według nich na to czekają czytelnicy. Broń Boże! Ja chcę, żeby historia toczyła się swoim własnym torem, tak, jak powinna toczyć się każda opowieść. Ty tak właśnie prowadzisz swojego bloga. Nie naciskach, nie przyśpieszasz bezsensownie tylko dajesz bohaterom (bohaterce?) żyć swoim własnym życiem. O to w tym wszystkim chodzi. Bardzo Ci dziękuję, że to robisz.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się również sposób pisania. Lekki, nienachalny, taki miły dla oka.
Informuj o kolejnych rozdziałach, chętnie tutaj wpadnę.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie somethingdiffernet-imagine.blogspot.com
Łejt łejt łejt, duch? W sensie materialnym, w sensie opowiadanie z elementami fantastyki czy raczej jakiś omam, mara spowodowana... bo ja wiem, chorobą? Bardziej prawdopodobne byłoby jednak, gdyby pojawił się po narkozie... Sama już nie wiem.
OdpowiedzUsuńWitaj kochana.
OdpowiedzUsuńNa początek powiem że jestem pod wrażeniem.
Moją uwagę przykuł pięnmy szablon, który od początku mi się spodobał. Potem zajrzałam na treść i jestem w szoku. Piszesz wspaniale a to mało powiedziane. Nie czytałam jeszcze czegoś takiego. Muszę przyznać że mocno skomplikowana historia. Darcy sporo przeszła i wciąż wydaje się być w szoku. Ostatecznie straciła ukochaną siostrę i ciężko jest dojść do siebie po takim wydarzeniu. Ale czy na pewno duch Hmm jeśli tak to uwielbiam takie momenty. Od zawsze opowiadania tego typu były moją pasją i trafiłabyś w mój czuły punkt. Tylko nie chcę wyprzedzać wszystkiego z góry. Chociaż z drugiej strony coś mi tu nie pasuje.Greta wydaje się być za bardzo materialna albo to tylko moje odczucia? Sama w sumie nie wiem. Jeszcze za słabo się wciągnęłam by móc cokolwiek powiedzieć. Na pewno jestem pod dużym wrażeniem że dodaje do Obserwowanych. I z pewnością będę Twoim stałym czytelnikiem :) Coś czuje że mocno pokocham te opowiadanie. Na razie mnie zaintrygowało;)
pozdrawiam mocno i życzę weny.
www.mrok-wyobrazni.blogspot.com
Odgrzebałam komentarz, kurczę, myślałam, że koniec końców go dodałam, ale gapa ze mnie ostatnio. Odnosi się on do dwóch pierwszych rozdziałów, na razie. Postaram się później jeszcze przeczytać trzeci rozdział, tempem ślimaka, przynajmniej tak podejrzewam…
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że postanowiłaś napisać opowiadanie, gdzie mamy okazję spotkać ducha. Kurczę, od pewnego czasu chodzi za mną mnóstwo pomysłów na kolejne paranormalne opowiadanie z takim wątkiem, więc cieszę się podwójnie. Tylko szkoda, że w blogosferze to dość niedoceniany wątek. Cała koncepcja opowiadania, jeśli chodzi o realia strasznie mi się podoba. Plątanie zdarzeń z przeszłości z własną fabułą zawsze daje specyficzną podszewkę realności i czytelnik ma dodatkowe odniesienie do tematu. W ogóle trafiłaś też idealnie z utratą wzroku Darcy (imię kojarzy mi się jedynie z postacią z filmu Thor, i oczywiście panem Darcy), bo akurat zachwycam się Daredevilem. (Genialny, genialny i jeszcze raz genialny serial).
Może zacznę od postaci, po tych dwóch rozdziałach na razie mam mętny obraz poszczególnych postaci. To znaczy udało Ci się dość dobrze wykreować Darcy, która jawi się nam jako zwyczajna dziewczyna, co jest ogromną zaletą w obliczu tak wielu dziwacznych postaci wykreowanych w innych opowiadaniach. Ma zainteresowania i widać, że ciężką przeżywa zarówno utratę siostry, jak i wzroku. Co do samej Melanie, jakoś jest, bo jest. A w zasadzie była, bo była. Nie potrafię jakoś ją wyczuć. Pewnie to kwestia tego, że miała niewielki wytęp w całości opowiadania. Może nabierze bardziej namacalnego kształtu, kiedy pojawią się kolejne retrospekcje. No i mamy jeszcze Gretę, duszę mieszkającą od dwudziestu lat w szpitalu. Trochę żałuję, że Darcy zamieniła z nią tylko parę zdań, bo oprócz tego, że jakimś cudem wyobraziłam ją sobie jako miłą blondynkę, to też niewiele mogę o niej powiedzieć, choć mnóstwo pytań wynikło z jej występu. Jestem przede wszystkim ciekawa, jak Greta do tego szpitala trafiła. Czy miała wypadek, czy to była naturalna śmierć i dlaczego tam utknęła? A może nie utknęła, tylko sobie swobodnie podróżuje, gdzie chce? Podejrzewam, że obecnie jeszcze odpowiedzi na te pytanie nie otrzymam, no cóż. Poczytamy, zobaczymy.
Dobrze ukazałaś emocje Darcy, jakie odczuwałam przez te wszystkie zdarzenia, chociaż odrobinę dziwi mnie to, czemu bardziej nie docieka, co się stało. Pytania: co, dlaczego i kto był winny? Powinny się w pewnym momencie od razu pojawić w jej umyśle, być może jest jeszcze zajęta rozmyślaniem nad aktualną sytuacją, ale na jej miejscu prawdopodobnie szybko chciałabym się dowiedzieć, co tak naprawdę się stało i kto był winny temu zdarzeniu. (Do listy pytań dodałabym jeszcze, ile dostanę z odszkodowania – interesowne ze mnie zwierzę ;d).
Zachowanie mamy Darcy jakoś mnie nie dziwi, widać nie jest w stanie przebywać z Darcy na osobności, prawdopodobnie jeszcze emocjonalnie przeżywa stratę jednej córki i kalectwo drugiej. I albo próbuje darować Darcy swoje ataki histerii, albo zwyczajnie nie ma pojęcia, jak ma się wobec Darcy zachować. W końcu to dość niecodzienna sytuacja i sama nie wiem, jakbym zareagowała. Przynajmniej jej mama zachowała pewną dozę pragmatyzmu, bo podpisała zgodę na operację. (Zastanawia mnie jeszcze, gdzie się podział ojciec? Czyżby bliźniaczki wychowywała sama matka?).
Całość przypadła mi do gustu i w ogóle czekam, jak się cała akcja rozwinie, bo parę spekulacji w tym kierunku poczyniłam, aczkolwiek wolę już nie przedłużać swoich wywodów. Jedynie mogłabym się uczepić odrobinę rozplanowania całości. Danie wypadku na samym początku daje kopa akcji, jednak w pewnym stopniu przy narracji pierwszoosobowej zrzuca na drugi plan pozostałe postaci i nadaje ociupinkę jednowymiarowość całemu opowiadaniu. Być może dobrym posunięciem byłoby trochę rozwlec akcję, bardziej przybliżyć postaci przed wypadkiem, a dopiero później wyskoczyć z tym traumatycznym wydarzeniem. Ale nie będę trudzić, bo to Twoja wizja twórcza. Jakkolwiek trochę ponarzekałam, nie zmienia to faktu, że całość czyta się przyjemniej.
Narracja pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym od dłuższego czasu jest moim ulubionym, więc dodatkowo się cieszę, że postanowiłaś się na niego zdecydować. (;
OdpowiedzUsuńDo tego gratuluję Ci, bo jesteś jedyną osobą, która stworzyła bliźniaczki w opowiadaniu i ich reakcja mnie nie przeraziła, a to duuuuży plus.
I śliczny szablon, choć w jednej z przeglądarek trochę mi się rozjeżdża, ale pewnie to kwestia nieodpowiedniej rozdzielczości czy czegoś tam innego. Mój tablet zwykle nie ma szczęścia do poprawnego wyświetlania czegokolwiek…
Pozdrawiam i życzę weny,
Alathea
(I odkryłam, czemu komentarz się nie dodał. Pisałam go z mojego kochanego tablecika i nie zauważyłam, że przekroczył limit znaków, a że Internety się na nim ładują z prędkością śledzia w puszcze, próbującego dobrnąć do morza, to nie zauważyłam, że mi komunikat o przekroczeniu znaku wyskoczył… No cóż, zagadka rozwiązana).
Narobiłam sobie tyle zaległości, że nie za bardzo wiem jak się z tego wygrzebać, a więc postanowiłam zacząć nadrabianie stopniowo i zaczynam od twojego bloga.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać Grety, oraz pomysł na opowiadanie, bo jest nietypowe, inne od tych z jakimi się dotychczas spotkałam. Zastanawiam się dlaczego Greta pojawiła się w życiu głównej bohaterki, czyżby była jakimś jej aniołem stróżem, albo ma za zadanie zastąpić jej siostrę bliźniaczkę, a może być jej oczami?
Matki głównej bohaterki nie popieram. Rozumiem jej ból, ale przy córce powinna się starać trzymać fason i nie płakać, powinna być dla niej oparciem, a nie dokładać zmartwień.
Doskonale opisałaś ślepotę, oraz emocje i uczucia jakie jej towarzyszą. Zastanawiam się jakim cudem tego dokonałaś. Czyżbyś zasłoniła sobie oczy na kilka godzin, aby poczuć się jak ślepiec? Wczułaś się doskonale w główną bohaterkę i jej sytuacje. Dokładnie tak jakbyś była na jej miejscu, jakbyś to ty nie widziała.
Boże... ja bym chyba wolała nie chodzić niż nie widzieć. wyobrażam sobie każde inne kalectwo tylko nie bycie niewidomą lub niesłyszącą.
Podobają mi się wspomnienia głównej bohaterki... Są takie typowe, dziecięce, beztroskie.
Nie wiem czy coś z tym doktorkiem jest nie tak, ale ja tam mu nie ufam. Coś mi w nim nie pasuje, ale być może to moje uprzedzenie do lekarzy, bo nieszczególnie lubię szpitale. Doktorzy mnie przerażają, a tacy kulejący na jedną nogę to już całkiem mnie przerażają.
Gdzie usypiają gazem usypiającym? Nie dają narkozy zastrzykiem? Ten gaz to kojarzy mi się z komorą gazową i zabijaniem niepotrzebnych, słabych jednostek.
Ja też czasami mam jak bohaterka twojego opowiadania, że wolałabym spać i się niczym nie przejmować, ale niestety "powrót do rzeczywistości" następuje zazwyczaj każdego ranka.
Zastanawiam się czy Greta nie jest tylko wytworem wyobraźni głównej bohaterki, takim sposobem na poradzenie sobie ze stresem i z nową sytuacją. Takim wymyślonym, najlepszym przyjacielem.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com